Po kilku nieudanych próbach znalezienia odpowiednich zajęć, które przy okazji pozwolą mi skończyć studia w terminie, przeżyłam swoje pierwsze włoskie załamanie i ogromną złość na wszystko i wszystkich. Oczywiście powinnam spodziewać się tego, ale skoro uniwersytet zapewnia zajęcia w języku angielskim (no dobra, teraz już wiem ze tylko w teorii) to przecież tego człowiek oczekuje? Ale to jest tylko Italia... Uniwersytet Ca' Foscari uważany jest za jeden z najlepszych we Włoszech (wg moich źródeł), jednak ja nie mogę się przekonać o tym czy właściwie tak jest....
Inauguracja semestru wystarczyła, abym uspokoiła swoje skołatane nerwy. Po kilku słowach rektora rozpoczął się wykład Dyrektora Generalnego ds. Edukacji, Kultury i Dziedzictw, Młodzieży i Sportu przy Radzie Europy Pani Gabrielli Battaini-Dragoni, następnie każdy z wykładowców miał "swoje 5min", żeby przedstawić siebie i program zajęć. Po 2.5h wszyscy profesorowie wraz ze studentami zostali zaproszeni na małą imprezkę z okazji otwarcia semestru (Prosecco, Spritz i same pyszności). Każdy student otrzymał małą książeczkę ze wszystkimi ważnymi informacjami, plan zajęć, syllabusy, nawet mapę Wenecji z najważniejszymi punktami, typu bankomat, apteka, poczta itp. Uczelnia jest wspaniale zorganizowana pod każdym względem, można by pisać i pisać...
Zapisałam się dwa zajęcia, które odbywają się dwa razy w tygodniu. "International Management: Global Value Chains" i "Negotiating", te ostatnie na pewno przydadzą mi się w życiu codziennym;) Zajęciom towarzyszą różne wycieczki, o których jeszcze będę wspominać. Najfajniejsze w VIU jest usytuowanie Uniwersytetu, który mieści się na małej wysepce San Servolo i w zasadzie oprócz jakiejś fundacji nic więcej tam nie ma. Widoki są wspaniałe, dużo zieleni, no cud, miód i malina:) Myślę że zdjęcia mówią same za siebie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz